cieramy do fortu Koro-Toro. Zaproszeni przez dowódcę rozkoszujemy się
chłodem wewnątrz murów. Podczas obiadu usługuje, nie, to nieodpowiednie
określenie — po prostu dyskretnie celebruje przy posiłku żona komendanta
fortu. Piękna, wysoka, o królewskich ruchach, czarna dziewczyna. Mąż,
widząc nasze pełne zachwytu spojrzenia i domyślając się rzucanych
półgębkiem uwag, z dumą oświadcza, że żonę sprowadził aż z plemienia
Tussi, znad jeziora Kiwu (Ruanda Urundi). Posterunek mieści się w wielkim,
pomalowanym na biało forcie. Czworobok paro-metrowych murów wyrastających
z piasku, otoczony wypełniającym go stopniowo, wzgórzem piasku. Na nim
zespolone ściśle z murami, wyciętymi w blanki i strzelnice, wieńczą go
zabudowania połączone w jeden labirynt z kwadratowym dziedzińcem. Tu
mieszczą się izby zajmowane przez komendanta, sala rozpraw i przyjęć,
pokoje gościnne, koszary (przez cały dzień zobaczyłem 2 żołnierzy — byłoby
nietaktem pytać komendanta o „stan załogi", ale przypuszczam, że nie
przerastał on o 25% tego, co widzieliśmy), dalej magazyny, kuchnia i
więzienie, od którego klucza jeden z żołnierzy bezowocnie poszukiwał już
od dwóch godzin, a aresztowany w tym czasie siedział sobie przed fortem na
wydmie razem z rodziną, aż wściekły na niezdarnego żołnierza komendant
kazał mu się wynosić do Szejtana. Od frontu bastionu — parę chałupek 20
stałych mieszkańców osady, studnia obudowana dachem i ścianami, a gdzieś
tam dalej o 705 km (tak wynika z obliczeń) Fort Lamy. Reszta to piasek. Z
lewej strony piaski, z prawej, tuż pod murem dwa kolczaste drzewka i znów
piasek aż do horyzontu, z tyłu... piasek... piasek... aż do Morza
Śródziemnego, te drobne 3050 km. To wszystko nakryte czapą słonecznych
promyków tak grzejących, że śmierć w lodówce wydaje się rozkosznym zgonem.
Tak wygląda egzotyczny fort. Obrazu dopełnia daleki, jękliwy ton
przesypywanych wiatrem piasków. Najbliższą okolicę wiatry omijają przez
większą część doby, co mogło być jedną z przyczyn obrania miejsca na
budowę fortu. Jest to też miejsce z wodą i kończą się tu wielkie,
wędrujące wydmy, a zaczyna równina, lekko pofałdowana, przechodząca w
pustynną sawannę.
W Koro-Toro, prócz miłych wspomnień, pozostawiłem lub, być może,
„pozostawiono mi" telek, mały sztylet, otrzymany w prezencie od jednego z
poznanych nomadów w Tibesti. Taki sztylet na skórzanej opasce, prostej lub
splatanej, noszą mężczyźni na lewym przedramieniu. Miałem go w kabinie
obok siedzenia. Mógł sam wypaść w czasie wysiadania na trasie lub po
prostu zniknął, gdy STAR stał cały dzień przed fortem. Był to jedyny
niejasny przypadek w okresie całej wyprawy.
Żegnani przez gościnnego komendanta, jego żonę i małego synka, robimy
gospodarzom zdjęcia. Ruszamy, obdarowani na drogę wielkim udźcem, lekko
podwędzonym, jakiegoś zwierzaka oraz pieczątką w dzienniku ekspedycji: „l
Regiment du Tchad Koro-Toro — Chef de Poste". Z informacją, że czasami z
Fort Lamy, raz lub dwa razy w miesiącu, przyjeżdża tu samochód, zanurzamy
się w piaski. Przez Faya Largeau do Fort Lamy stolicy Czadu. Tam skończy
się pustynia. Przejechaliśmy podobno najtrudniejsze odcinki,
przejechaliśmy je bez jakiejkolwiek awarii samochodu. Jestem mu za to
wdzięzny. Człowiek i maszyna dotarli tam, gdzie jeszcze są pierwotne ślady
człowieka i narzędzia. Samochód, to współczesne narzędzie na co dzień
człowieka 20 wieku, pomagał odnajdywać ślady naszych praprzodków.
Pomimo że przebyłem całą trasę bez jakiejkolwiek awarii, drugi raz, ze
względu na ryzykowne warunki, nie zdecydowałbym się na jazdę taką trasą
tylko jednym samochodem. Chyba że przebiegałaby ona przez... pustynię
Kalahari.
Dobieslaw Walknowski
----------------------------------------------
Mgr Dobieslaw Walknowski, projektant form przemysłowych, podróżnik i
etnograf, w latach 1963—1970 brał udział w odległych wyprawach
podejmowanych na polskich samochodach ciężarowych „Star-25" i „Star-66".
Przemierzał w nich jako uczestnik ekspedycji paleontologicznych PAN
bezdroża Mongolii (1963, 1964, 1965), jako uczestnik ekspedycji Klubu
Wysokogórskiego w Hindukusz — góry Afganistanu (1966), jako kierownik
polsko-węgierskiej wyprawy badawczej — bezludne obszary Afryki (1967) i
wreszcie jako kierownik zorganizowanej przez „Polmot" podróży
akwizycyjno-doświadczalnej — kraje Bliskiego Wschodu oraz Środkowej i
Południowej Azji (1970).
Obok zamieszczamy spisane specjalnie dla Czytelników „M.T." jego wrażenia
z najtrudniejszej próby, którą i dla człowieka, i dla maszyny było
pokonanie Sahary
Komentarze |
Strona 26 z 313: 1...23242526272829...313
#251 |
cindi1994
dnia luty 26 2020 10:32:16
#252 |
baobongda
dnia luty 26 2020 18:44:43
#253 |
TahunQQ
dnia luty 27 2020 06:25:26
#254 |
Oli Hita
dnia luty 27 2020 06:40:24
#255 |
Dewi365Online
dnia luty 27 2020 07:00:26
#256 |
Dewi365
dnia luty 27 2020 07:01:51
#257 |
Budi Binomo
dnia luty 27 2020 07:16:15
#258 |
aduqq
dnia luty 29 2020 09:41:30
#259 |
tangkasnetid
dnia marzec 09 2020 07:55:14
#260 |
vitamia
dnia marzec 09 2020 09:44:56
Strona 26 z 313: 1...23242526272829...313
|
Dodaj komentarz |
Oceny |
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować. Brak ocen. Może czas dodać swoją?
|
Przetłumacz stronę |
![]() ![]() ![]() ![]() |
43,630,542 unikalne wizyty Electro-Info Niebieska E-I Electro-Info Powered by PHP-Fusion copyright © 2002 - 2025 by Nick Jones. Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3. |